Jedną z najdziwniejszych form samokreacji ludzi na tej planecie jest
odgrywanie innych osób i stymulowanie w sobie stanów emocjonalnych,
których akurat dusza nie potrzebuje i odczuwać nie chce. Uważam, że
jest to tak szkodliwe i w gruncie rzeczy tak dziwaczne i obce harmonii
ludzkiej - że najpewniej zostało jako część społecznego życia
wmanipulowane. Kto mógł wmontować cywilizacji taki rodzaj zajęcia i...
programowania umysłu, jeśli nie wrogie zdrowej duszy i porządkowi rzeczy
rody ciemne lub po prostu pozaziemskie?
Czy wchodzenie umysłem i w gruncie rzeczy duszą w obcą postać,
wielokrotnie, i z intensywnym afirmowaniem, może być wolne od wpływu na
psychikę i duchowość człowieka?
Czy przeżywanie dramatycznych i skrajnych emocji - bo aktor, który dobrze gra, je wywołuje i przeżywa - może być wolne od takich skutków?
Czy nie jest to dziwne, jeśli się nad tym zastanowić?
Czy nie jest nie mniej dziwnym ze strony milionów ludzi, aby
codziennie poświęcać swój czas (zamiast na relaks, uzdrawianie,
samokreację, uświadamianie, rozwój) oraz emocje na współprzeżywanie i
współodczuwanie takich fałszywych postaci i ich fałszywych stanów
emocjonalnych?
Szczególnie niekorzystnym dla równowagi psychicznej i duchowej
aktorów wydają mi się odgrywane przez nich sceny miłości, ponieważ
oprócz wyjątkowo wibrujących emocji wytwarzana jest często między parą
takich ludzi energia seksualna. Takie ''zwody'' na sercu, duszy i
umyśle, nie do pomyślenia u Słowian żyjących w zgodzie z prawami
telegonii, skutkują zaburzeniami etyki, psychiki, a być może i samego
serca, wrażliwego przecież na wzajemną synchronizację seksualną.
Udawanie miłości i samego seksu na ekranie uważam za największą
patologię tego zajęcia, przy czym destruktywne skutki dotyczą i
odtwórców, i ich widzów. Przecież myśli widza ściągane są w ten sposób z
bliskich osób na kogoś najzupełniej obcego, który jawi się w jego
osobistym polu miłosnych marzeń i projekcji.
Najlepszym dowodem szkodliwości i zwodniczości filmowego życia i
jego twórców są sami aktorzy. Aktorów masowo dotykają depresje,
rozpusta, narkotyki, alkohol, zdrady i rozwody, słowem rozpad duchowy i
psychiczny. O czym w taki dosłowny sposób się nie mówi.
Jeżeli zatem takie zajęcie
powoduje niekorzystne efekty dla aktorów i ich Rodzin, to czy nie
wypadałoby rozważyć wyprowadzenia tego osobliwego zjawiska z naszej
słowiańskiej kultury?
Czy trzeba więcej dowodów, że teatr i telewizja omamiają i osłabiają moce Narodu?
Czyż aktorzy i wszelcy celebryci nie demonstrują braku odpowiedzialności za ten Naród i za własne Rodziny i dzieci?
Czy liczni aktorzy nie wypierają się polskości i nie wspierają wrogiego nam lobby chazarskiego w branży?
Czy nie szkalują Ojczyzny?
Czy nie programują swoich widzów w tym duchowo i rozumowo słabej
młodzieży i dzieci na niemoralny i lekkomyślny tryb życia? Na tryb
całkowicie sprzeczny z telegonią i innymi naukami Wed?
Świadomie lub nie - aktorzy jako narzędzia iluminackiej kampanii szkodzą nam wszystkim.
Nie zaskoczę przecież nikogo, jeśli napiszę, że z każdym
dziesięcioleciem jest gorzej (telewizja oferuje coraz więcej przemocy i
seksualizacji, jednocześnie obniżając zapory wiekowe) i że dalej może
być i będzie tylko gorzej? Telewizja jest technologią zaprojektowaną
do mentalnego przeobrażenia całych narodów. Ostatecznym celem jest
uczynienie z nich otępiałych, bezwolnych, nieświadomych swego marnego
losu zbiorowości kukieł. Ludzie, którzy wybierają zajęcie aktora lub prezentera, wpadają w matnię współuczestnictwa w tym antyludzkim projekcie.
Czy naprawdę tego potrzebujemy telewizji, aby żyć bez nudy?
Dlaczego mimo tego wszystkiego, o czym wyżej napisałem, większość z nas
codziennie żyje iluzjami z telewizora? Większość Lechitów robi to,
ponieważ:
- wprogramowano to nam jako normę społeczną i radosny luksus
- zaprojektowano życie na tyle uciążliwie, żeby brakowało nam
energii na aktywność ciałem i umysłem, a kanapa i telewizja dawały
poczucie wytchnienia i nagrodzenia (za trud dnia)
- brak nam odwagi do myślenia i działania naprawdę
- brak nam inspiracji
I pora to zmienić. Ludzie, którzy wyrzucili telewizory, są silniejsi pod każdym względem.
Są też bardziej wolni, czujni i świadomi. I w gruncie rzeczy szczęśliwsi.
Wśród dawnych Słowian nie było
fałszu w ogóle, bo i udawania nie było wcale. Każdy człowiek uczył się
praw życia zagłębiając dłonie w prawdziwym strumieniu, prawdziwych
liściach, i patrząc w oczy prawdziwemu człowiekowi. Współprzeżywając i
współodczuwając z emocjami prawdziwej istoty, a nie iluzji.
I taką przyszłość przewiduję naszej odrodzonej Ojczyźnie. Będzie
ona wolna od wszelkich zainstalowanych mechanizmów, które stoją w
sprzeczności z prawdziwą eksploracją świata, życia, dusz ludzkich wokół.
Jesteśmy Lechitami. Odłóżmy już maski, przydomki, iluzje i wejdźmy w Nurt Życia.
Sława!
Czcibor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz